Kontakt
0

Koga World Traveller - test długodystansowy, 7300 kilometrów i 9 krajó

Kategoria: Porady / Data publikacji: 07.16.24

Pierwsze spotkanie z Koga World Travellerem, test długodystansowy i recenzja roweru

Moja przygoda z Kogą World Traveller (w skrócie KWT) rozpoczęła się w styczniu 2023 roku, gdy podczas mojej poprzedniej wyprawy z Wrocławia do Sudanu (którą jechałem na rowerze o zupełnie innym charakterze niż KWT, bo na gravelu, konkretnie rower Marin Four Corners), przypadkowo wpadłem w Egipcie na Aleego Denhama - influencera z branży rowerowej, który od kilku lat współprojektuje z Kogą ten rower bazując na swoich doświadczeniach z dziesięciu lat podróży rowerem przez świat.

Wspominam o tej sytuacji, ponieważ nadaje ona ton naszej dalszej rozmowie na temat maszyny jaką jest Koga World Traveller. Jest to bowiem rower, który od A do Z zaprojektowany jest przez podróżnika oraz z myślą o podróży rowerowej. W wielu wypadkach sprowadza się to do szczegółów, które dla laika mogą być niedostrzegalne lub zwyczajnie błahe czy prozaiczne, ale które dla osoby, która odbyła już długodystansową podróż rowerem, będą nieocenionymi ułatwieniami w życiu codziennym już w trasie. W dalszej części artykułu podam konkretne przykłady takich ułatwień, ale zanim przejdziemy do konkretów, pozwolę sobie jeszcze zarysować nieco więcej kontekstu.

Doświadczenia i opinie, które opiszę w tym artykule, są wynikiem mojej czteromiesięcznej wyprawy z Wrocławia do Dakaru, którą odbyłem na rowerze Koga World Traveller. W trakcie tej podróży spędziłem 395 godzin w siodełku, przejechałem 7 305 kilometrów przez 9 krajów i pokonałem 64 673 metrów całkowitego przewyższenia, czyli ekwiwalent ponad 7 Everestów lub 40 Śnieżek jeśli wolisz rodzime (statystyki dla zainteresowanych wypiszę punktowo na końcu artykułu).

rower turystyczny Koga World Traveller
Funkcje roweru, które na co dzień w mieście czy na weekendowych wycieczkach mogą nam się wydać zbędne, w trasie przez wiele miesięcy mogą być zbawienne. Jadąc na KWT nie raz się zdziwiłem - elementy, które chciałem usunąć przed wyjazdem, by zmniejszyć nieco wagę roweru, okazały się później niesamowicie przydatne. Przykładem takiego elementu była na przykład blokada tylnego koła (tzw. o-lock)

Co wyróżnia rower touringowy Koga World Traveller?

Koga World Traveller to rower z kategorii rowerów touringowych lub po prostu wyprawowych. W praktyce oznacza to, że jest to rower trekkingowy, który ma jednak szereg dodatkowych funkcjonalności (jak np. dwie stopki, nietypowa jest tutaj dodatkowa przednia stopka, dynamo czy w pół zintegrowany tylny bagażnik itd. - o tym będzie więcej w dalszej części artykułu) czyniących go konkretnie rowerem touringowym, czyli przeznaczonym do podróży. Dla mnie jednak ta maszyna to nie rower. Koga World Traveller to czołg. Jest bardzo solidnie zbudowany i przemyślany pod kątem wytrzymałości i bezawaryjności. Wszystko jednak jest zbudowane dla ułatwienia podróżowania. Jest oświetlenie oparte o dynamo, mnóstwo otworów montażowych i blokada tylnego koła. Wszystkie te dodatki wyróżniające Kogą na tle innych rowerów wyprawowych sprawdziły się bardzo dobrze.

Koga daje nam frameset (czyli ramę i widelec), który udźwignie 180 kilogramów obciążenia, pancerne koła od Ryde (specyfikacja obręczy bezpośrednio na stronie producenta wskazuje, że są to koła przeznaczone do touringu), które mają sobie poradzić nie tylko z wyżej wymienionym obciążeniem, ale także z różnymi nawierzchniami (a to ma znaczenie, bo co innego jest wieźć 180 kilogramów po gładkim asfalcie, a co innego po szutrze). Koła zaplecione są na 36 szprychach, co jest wielką zaletą w tego typu maszynie. Rama ma zintegrowany bagażnik, co daje znacznie mocniejszą podstawę dla sakw niż nawet bardzo dobre przykręcane konstrukcje z drutu stalowego, mają one zazwyczaj maksymalny udźwig około 25kg. Na bagażniku Kogi można przewieźć więcej, producent podaje tutaj obciążenie dopuszczalne na 45kg. 

Napęd daje bardzo szeroki zakres przełożeń i oparty jest o korbę Shimano z trzema blatami połączoną z 10 biegową kasetą, co najważniejsze przełożeń jest dużo w miększym zakresie, co przydaje się w terenie i na podjazdach. 

Koła obute są obute w bardzo popularne w tego typu rowerach opony Schwalbe Marathon, cenione za wytrzymałość i nieprzeciętną odporność na przebicia. Fajnym dodatkiem jest mostek z regulowanym wzniosem, dzięki temu można w trakcie trasy na bieżąco regulować wysokość kokpitu.

Jak Koga World Traveller sprawdził się w trasie?

Mówiłem o tym już wielokrotnie w wywiadach oraz w moim mediach społecznościowych. Dla mnie testem jakiegokolwiek sprzętu jest wzięcie go w teren. Wyprawy długodystansowe mają to do siebie, że trwają długo (co najmniej miesiąc) i zwykle charakteryzują się wysoką zmiennością klimatu (np. ja teraz zaczynałem w jesienno-zimowej Europie, a kończyłem na suchej Saharze, a później równie suchej sawannie). Pozwala to przetestować wszelkiego rodzaju sprzęt do granic możliwości — od ubrań czy sakw, po właśnie na przykład rower. Dla mnie sprzęt, który przeżyje  wielomiesięczną wyprawę, jest po prostu dobrym sprzętem.

Touringowa Koga World Traveller test przeszła — po siedmiu i pół tysiącach kilometrów, wystarczyła wizyta na myjni, by rower wyglądał jak nowy. Jedyne blizny po wyprawie, to rysy na ramie i widelcu, które niestety powstały podczas lotu powrotnego. Poza tym, po wymianie klocków hamulcowych, łańcucha i linek przerzutek, rower jest jak nowy.

Podczas podróży nie robiłem przy rowerze nic, poza regularnym utrzymaniem jego stanu. W Europie dwa razy musiałem wymienić klocki hamulcowe (dużo jazdy przez deszcz i błoto w Szwajcarii i Francji). Regularnie czyściłem też i olejowałem napęd — wykorzystywałem do tego kawałek porządnego ręcznika oraz dosyć gęsty olej z Decathlonu.

Rower w podróży
Koga World Traveller podczas serwisu w Barcelonie. Serwis był natury prewencyjnej to jest miał pomóc uniknąć usterki w przyszłości. Nie adresował jakiejkolwiek przeszłej awarii bo takowej nie było - rower pozostał bezawaryjny przez całą długość podróży. Środkowe zdjęcie przedstawia rower w myjni. Po porządnym prysznicu rower wyglądał jak nowy. Lakier w World Travellerze jest naprawdę niezniszczalny!

Poza tym rower był serwisowany raz podczas mojego postoju w Barcelonie. Serwis ten nie wynikał jednak z żadnej awarii. Był to serwis prewencyjny. Z grupy na Whatsappie dedykowanej podróżnikom rowerowym zainteresowanym Afryką Zachodnią dowiedziałem się, że wiele osób na Saharze ma problem z osią suportu, z której pod wpływem piachu, silnych wiatrów i suchego klimatu, stopniowo znika smar. Postanowiłem więc w Barcelonie oddać rower poleconemu serwisantowi, który suport wyciągnął, posmarował grubą warstwą smaru (która dodatkowo zabezpieczyła od zewnątrz przed piachem przeciskającym się do środka) i porządnie dokręcił. Dodatkowo poprosiłem serwisanta o sprawdzenie kół, ale finalnie, pomimo moich zmartwień (miałem sporo problemów z kołami w innym rowerze podczas poprzedniej wyprawy, o tym zaraz), przy kołach nie trzeba było nic robić - po przejechaniu niemal całej Europy, były nadal w stanie idealnym.

Pytacie jednak zawsze, jakie były wady i jakie były zalety tego roweru w podróży. Przejdźmy więc już do konkretów bez owijania w bawełnę.

Jakie wady ma rower turystyczny Koga World Traveller? Waga!

Koga World Traveller to typowy touringowy rower wyposażony we wszystkie potrzebne do dalekich wypraw udogodnienia, dlatego waży 23 kilogramy. Jest to zwyczajnie ciężki rower. Nie ma na ten temat dyskusji. Co to oznacza w praktyce? Waga tego roweru to miecz obosieczny. Z jednej strony to właśnie jego waga gwarantuje wytrzymałość ramy i kół oraz wygodę użytkowania (elementy z pozoru zbędne, ale w podróży niesamowicie wygodne, jak np. przednia nóżka czy blokada koła). Z drugiej strony to także waga powoduje, że rower jest nieporęczny (np. jeśli chcemy go wnieść po schodach do hotelu lub przerzucić przez barierkę na drodze) oraz że na podjazdach jedzie się nim wolno, a na naprawdę stromych podjazdach jedzie się nim po prostu ciężko, nawet zygzakiem.

Waga jest więc w przypadku roweru wyprawowego jakim jest Koga to pewnego rodzaju kompromis. Pozwala ona nam na wygodne zwiedzanie niezależnie od rodzaju drogi oraz naszego bagażu, ale z drugiej strony czasem może naszą swobodną eksplorację ograniczyć, bo przykładowo nie będziemy w stanie zrobić tego jednego bardzo stromego szczytu.

Musicie sami zdecydować, jak decydująca jest dla Was ta wada. W kolejnym artykule wytłumaczę jak ja to widzę po czterech miesiącach spędzonych w siodle Kogi World Traveller — mam konkretne przemyślenia odnośnie tego, dla kogo i w jakiej sytuacji dokładnie ten rower będzie dobry, a dla kogo niekoniecznie.

Przejdźmy jednak najpierw do zalet, których jest zdecydowanie więcej, a które powodują także, że Kogą World Traveller wyróżnia się na tle innych rowerów z kategorii.

Rower turystyczny Koga World Traveller

Niby Koga World Traveller jest ciężkim rowerem, ale podsumowując statystyki z tej wyprawy wyszło mi, że średnia prędkość dla wszystkich moich przejazdów wyniosła 18,2 km/h. To raczej standardowa średnia dla wypraw rowerowych. Podczas mojej poprzedniej podróży z Wrocławia do Sudanu, którą odbywałem na gravelu (ciężkim, to prawda) moja średnia wyniosła 18,5 km/h. Można by się kłócić, że teraz musiałem włożyć w tę średnią więcej energii, ale to już będzie ciężko obiektywnie zmierzyć. Dodatkowo na płaskich odcinkach bez problemu dotrzymywałem tempa Łukaszowi (IG: @nomadawdrodze), który był spakowany dużo lżej ode mnie. Zamiast stopki można używać kija (pierwsze zdjęcie), ale trzeba się liczyć z tym, że jest to rozwiązanie podatne na wiatr, nierówności nawierzchni i krasnoludki. Rowery postawione na kiju lubią się niespodziewanie przewracać. Środkowe zdjęcie przedstawia moje zapasy podczas przejazdu przez Saharę, tu akurat na odcinku mauretańskim. To właśnie mam na myśli przez zapas wody. Tu i tak nie jest źle - jedynie 8 litrów. W Arabii Saudyjskiej bywało, że woziliśmy ze sobą 15 litrów na raz!

Koga World Traveller: Zalety

Bardzo mocne koła w rowerze Koga są mocną zaletą.

Koła to moje nemezis oraz równocześnie największe zmartwienie podczas podróży rowerowych. Biorąc pod uwagę obciążenie związane z bagażem oraz zmienność i nieprzewidywalność nawierzchni, koła są najbardziej wrażliwym, najbardziej podatnym na awarię, elementem roweru.

Podczas mojej poprzedniej podróży rowerem z Wrocławia do Sudanu, w Iranie zaczęły mi po kolei pękać szprychy w tylnym kole i to pomimo wcześniejszych regularnych serwisów kół. Problem ten towarzyszył mi później przez cały miesiąc w Iranie, aż końcu w Dubaju cała tylna obręcz była do wymiany, bo na co drugiej szprysze znajdowały się pęknięcia.

Znalezienie taniego i odpowiedniego koła (to jest nie super lekkiego, sportowego koła, ale koła trekkingowego) w Dubaju okazało się trudne i finalnie byłem zmuszony z Dubaju do Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej, jechać na kole, w którym nie miałem hamulca. Całe szczęście ten odcinek podróży, ponad tysiąc kilometrów wzdłuż jednej z największych pustynii świata zwanej Rub' al Khali, prowadziła przez w miarę płaski teren i hamowanie przodem oraz butem wystarczyło. Od tamtego czasu koła stały się moją obsesją.

Do problemu kół dochodzi jeszcze aspekt nawierzchni. Koła będą dużo bardziej podatne na uszkodzenia jeśli nawierzchnia jest nierówna i są wystawione na regularne uderzenia. Podczas tamtej podróży, musiałem być więc szczególnie ostrożny, gdy jechaliśmy po nawierzchni innej niż idealny, gładki asfalt. Musiałem w takich sytuacjach zwracać też uwagę na dystrybucję wagi na rowerze. Jeśli na przykład ładowaliśmy na rowery zapas wody na dwa dni jazdy, musiałem się zawsze upewnić, że waga jest w miarę równomiernie rozłożona między przednie a tylne koło. Zbyt mocne dociążenie jednego koła, mogłoby bowiem oznaczać jego awarię, a tego chciałem uniknąć.

W Kodze World Traveller żaden z tych problemów nas nie dotyczy. Rower ma pancerne koła. Są one znaczącym kontrybutorem do finalnej wagi roweru, natomiast w mojej opinii niezniszczalne koła są warte tych dodatkowych kilogramów.

Podczas wielomiesięcznej podróży przez odległe kraje, gdzie nie wszystkie części będą dostępne, niezawodne koła to znaczące ułatwienie. Mamy jeden mniej powód do stresu, a uwierzcie mi, że to daje naprawdę dużo więcej swobody. Z własnego doświadczenia wiem, że raz uszkodzone koło to jest problem, który później towarzyszy nam do końca podróży — zwykle możemy je wymienić na coś tańszego i nie do końca nam pasującego, co później znów się rozwali i tak w kółko. W Kodze tego problemu nie ma i uważam, że jest to ogromny plus tego roweru oraz ukłon ze strony producenta w stronę osób, które traktują rower jako narzędzie do intensywnej i nieograniczonej eksploracji świata.

Podczas tych 7 300 kilometrów, które przejechałem z Wrocławia do Dakaru, nie pękła mi ani jedna szprycha i to pomimo dużego obciążenia (na przykład na odcinku Saharyjskim ładowałem na rower dodatkowe 8 kilogramów wody) oraz jazdy po przeróżnych nawierzchniach. Gdy koła w Barcelonie były sprawdzane przez serwisanta, były nadal w stanie idealnym i to pomimo przejechania około 3 tysięcy kilometrów!

Stopki w rowerze touringowym Koga World Traveller (w tym przednia stopka)

Stawianie roweru to jedna z tych kwestii, która może zostać niedoceniona przez osoby niemające nic wspólnego z touringiem, ale która ma ogromne znaczenie, jeżeli jesteśmy w trasie cztery miesiące lub jeśli w trakcie podróży rowerowych nastawiamy się na robienie zdjęć, lub kręcenie filmów. Rower touringowy nie jest łatwo ustawić ze względu na bagaż, który często jest nie tylko ciężki, ale także jego waga jest nierównomiernie rozłożona na obie strony roweru.

Koga proponuje w World Travellerze rozwiązanie oryginalne, bo mamy nie jedną stopkę, a dwie. Przednia stopka wydaje się być kompletną pierdołą, ale nią nie jest. Stabilizuje ona przednie koło, zapobiega niekontrolowanym wywrotkom obciążonego roweru i przede wszystkim jest świetna do zdjęć, bo pozwala nam ustawić rower dokładnie tak, jak chcemy. Dodatkowo przednia stopka odciąża tylną stopkę, dzięki czemu obie stopki mogą nam służyć przez całą podróż.

Łamiące się stopki to mem w świecie podróżników rowerowych. Podczas wielomiesięcznych podróży niektórzy podróżnicy potrafią przejść przez pięć czy sześć stopek (ja tak miałem podczas poprzedniej podróży do Sudanu, aż w końcu zwyczajnie się poddałem). Niektórzy, jak mój towarzyszy podróży Ben, rezygnują ze stopek i używają kija. Jest to rozwiązanie niestabilne, bo rower przy złym ustawieniu lub przy mocniejszym powiewie wiatru upada. Jest to też rozwiązanie ciężkie, bo dobry kij swoje waży. Plusem kija jest za to jego wytrzymałość. Inni są tak zdesperowani, że tworzą własne rozwiązania. Takim przykładem jest Click Stand, który można kupić w USA i który stał się dosyć popularny w świecie podróżników rowerowych.

Rozwiązanie Kogi jest skuteczne. Owszem, dodaje do wagi roweru, ale działa. Po czterech miesiącach, zarówno przednia jak i tylna stopka, działały i miały się dobrze. Stawiałem rower na przeróżnych nawierzchniach, w tym często w nieodpowiedzialny sposób opierałem go na miękkim piachu (co zwykle prowadzi do wyginania się stopek); nie stanowiło to żadnego problemu.

Rower turystyczny Koga
Miałem okazję testować Kogę World Traveller na praktycznie każdej możliwej nawierzchni, włącznie z lodem i z gołą skałą, podczas tej podróży. Nigdy nie martwiłem się o to, czy rower wytrzyma. To po prostu jest maszyna, która wjedzie wszędzie, tak długo jak my będziemy w stanie popchnąć ją do przodu!

Dynamo rowerowe w touringu

Dynamo było jednym z elementów roweru, co do którego jeszcze przed wyjazdem byłem nastawiony sceptycznie. Spodziewałem się, że lampka użyta w Kodze nie będzie wystarczająco silna, by rozświetlić drogę w afrykańskiej ciemności i, tak czy siak, będę potrzebował porządnej czołówki. Nie miałem tu jednak za bardzo możliwości modyfikacji, bo by pozbyć się dynama, musiałbym wymienić całkowicie przednie koło. Dodatkowo na korzyść dynama przemawiał fakt, że model, którego zdecydowała się użyć Koga, czyli Shutter Precision PD-8X, jest dynamem niemal całkowicie bezoporowym oraz ważącym niewiele więcej od zwyczajnej, touringowej piasty przedniego koła (dokładnie 380 g). Postanowiłem więc dać mu szansę.

Spotkała mnie tu miła niespodzianka. Dynamo ułatwiło funkcjonowanie w trasie i spowodowało, że miałem jeden problem mniej i to niskim kosztem: jak już wspomniałem, model ten jest bezoporowy, czyli pedałując, nie tracimy dodatkowej energii, by wygenerować energię potrzebną dla lampek przedniej i tylnej. Nie musiałem myśleć o oświetleniu w ogóle, co szczególnie przydatne było w Europie, gdzie nieustannie zmieniał się rodzaj drogi, którą jechałem: raz byłem na ścieżce rowerowej, innym razem na publicznej drodze, jeszcze innym razem na trakcie. W różnych krajach istniały różne przepisy dotyczące wymaganego oświetlenia na poszczególnych rodzajach dróg. Ja nie musiałem o tym myśleć, bo zawsze miałem lampkę przednią i tylną po prostu włączoną.

W Afryce z kolei dynamo przydało się, w miarę jak coraz rzadziej zatrzymywaliśmy się w hostelach. Wtedy znaczenia nabrał fakt, że nie muszę nic ładować przy pomocy mojego powerbanku, by mieć codziennie oświetlenie. Finalnie więc Koga przekonała mnie do dynama. Wyjeżdżając, martwiłem się, że dynamo może w niektórych sytuacjach przeszkadzać — w końcu w trakcie podróży rowerowych są momenty, kiedy chcemy być niewidoczni, np. podczas stealth campingu. Okazało się jednak, że i na to istnieje rozwiązanie. Przednia lampka użyta przez Kogę ma przycisk, którym możemy wyłączyć oświetlenie. Tył z kolei nie posiada takie przycisku, ale możemy wyłączyć tę lampkę, po prostu odłączając kabel znajdujący się w przednim kole.

Podczas podróży do Dakaru rzeczywiście miałem raz sytuację, w której chciałem być niewidoczny i kabel rozłączyłem. Opowiadam o tym więcej w odcinku Podkastu Rowerowego, który niebawem się ukaże. Zdradzę jedynie, że miało to miejsce, gdy obozowaliśmy w Saharze Zachodniej, gdzie dookoła nas było wiele baz wojskowych i biwakowanie było niekoniecznie wskazane.

Blokada tylnego koła (o-lock)

Blokada była elementem, do którego byłem nastawiony sceptycznie. Kontrybuowała aż dodatkowy kilogram do wagi roweru i wydawała się zbędna. Finalnie jednak tutaj także Koga przemyślała sprawę i skutecznie dobrała element do przeznaczenia roweru.

O-lock, czyli blokada tylnego koła, okazał się wyśmienitym rozwiązaniem w scenariuszu touringowym. Pozwalał mi szybko zabezpieczyć rower, gdy na przykład robiłem zakupy na bazarze lub wchodziłem do sklepu. Wystarczyło wtedy, że zabierałem wszelkie drogocenne przedmioty z wierzchu roweru (np. zegarek Garmina, który zamontowany był na kierownicy, bo używałem go do nawigacji) i mogłem swobodnie się oddalić i załatwić swoje sprawy.

O-lock, w tym przypadku Axa Immenso, w praktyce blokuje jedynie tylne koło, więc rower nadal można ukraść — wystarczy go jedynie podnieść do góry. Przy sakwach jednak sytuacja nie jest już taka prosta, bo rower z bagażem jest zwyczajnie ciężki. Dla znacznej większości osób podniesienie takiego roweru i szybkie odejście z nim lub załadowanie go na pakę samochodu byłoby trudne, lub niemożliwe. Z kolei ściągnięcie sakw dla niewprawionej osoby także nie było proste, bo regularnie starałem się dociągać je odpowiednio, by leżały stabilnie na bagażniku. Skutkowało to dosyć trudnym demontażem, jeżeli osoba demontująca nie wiedziała dokładnie jak je ściągnąć.

O-lock szczególnie dobrze wypadał w połączeniu z dwiema stopkami od Kogi. Podczas biwaku rower mógł stać stabilnie, a ja mogłem zamknąć zapięcie, nie obawiając się, że w nocy rower się przewróci i zapięcie wyrwie lub uszkodzi szprychy. Dodatkowo zapięcie jest na tyle niewidoczne, że gdyby w nocy, po ciemku, ktoś próbował ukraść mój rower, najpewniej zdziwiłby się i zrobiłby hałas, bo próbując nim odjechać, tylne koło byłoby zablokowane. Uważam więc, że przy rowerze touringowym tego typu zapięcie to bardzo funkcjonalne rozwiązanie. Podobnie jak stabilne stopki, ułatwia ono życie.

Lista statystyk podróży:

  • 4 miesiące, 9 krajów w tym 4 kraje Afryki Północnej (3 jeśli nie uznamy Sahary Zachodniej) i Zachodniej;
  • Całkowity dystans = 7 305 kilometrów;
  • Najwyższy punkt trasy miał 3 394 metry nad poziomem morza. Podjeżdżałem na ten szczyt 47 kilometrów ciągiem. Wjazd zajął mi cały dzień, zjazd półtorej godziny;
  • 64 673 metrów całkowitego przewyższenia (ekwiwalent ponad 7 Everestów lub 40 Śnieżek jeśli wolisz rodzime);
  • 676 godzin spędzonych w trasie w tym 395 godzin bezpośrednio w ruchu;
  • Średnia prędkość wyniosła 18,2 km/h: jechałem na rowerze ważącym około 23 kg, a na nim zapakowane miałem cztery sakwy ważące w sumie między 10 a 15 kg;
  • Najwięcej czasu spędziłem i najwięcej kilometrów przejechałem kolejno w Maroku (2 755 km) i w Hiszpanii (1 270 km) - w obu krajach ponad miesiąc i w obu krajach.

Interaktywną mapę podróży możesz zobaczyć tutaj.

mapa podróży

Udostępnij znajomym

Ostatnie wpisy z bloga

Nowości w sklepie

Kup rower i odlicz VAT !

Nowości w sklepie

Różnice między piastami Shimano Nexus 3, 7 i 8

Nowości w sklepie

Program Ochrony Kupujących PayU

Porównaj produkty 0